wtorek, 26 marca 2013

Chapter 2

         
             W mieście Eastbourne, położonym w  południowej części Anglii już przed piątą rano zawitało słońce. Szum morza i wpadające promienie ciepłego światła obudziły Alex Brown, zupełnie załamaną po wczorajszej nocy. Czarne stróżki rozmazanego tuszu oblepiły jej twarz, oczy miała napuchnięte, bolała ją głowa, a w pokoju było strasznie duszno. Świetny początek pierwszego dnia szkoły - pomyślała kiedy podchodziła do okna, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Uderzył ją podmuch ciepłego wiatru i momentalnie poczuła się lepiej. Spojrzała na zegarek. Była piąta dwadzieścia rano. Nagle wpadło jej coś do głowy. 
             - No Alex - powiedziała do siebie - chyba czas, żebyś wyszła z domu pierwszy raz od miesiąca. 
             Chwyciła za ręcznik, który wisiał na oparciu jej krzesła i wybiegła z domu przez taras na plażę. Piasek nie był zimny, wręcz przeciwnie, całkiem ciepły jak na tak wczesną porę dnia. Niewiele myśląc, dziewczyna zrzuciła z siebie wszystkie ubrania, odłożyła  ręcznik i weszła do wody, która okazała się być w przyjemnej temperaturze pokojowej. Cudownie.
             Wypłynęła na głębsze morze. Nie czuła już piasku pod nogami, a dno wydawało się wielką głęboką dziurą. Rozejrzała się; nad horyzontem niebo było jeszcze delikatnie różowe, piasek mienił się w blasku słońca, a wokół niej nie było żywej duszy. Jak byłoby cudownie gdyby na świecie była tylko ona sama, bez zmartwień i jakichkolwiek problemów... Na samą myśl o powrocie do szkoły i ponownym zobaczeniu twarzy Michaela robiło się jej niedobrze.
             - Tylko się nie utop! - zawołał ktoś za jej plecami. 
             Odwróciła się. Jacob stał uśmiechnięty na balkonie swojego pokoju w samych bokserkach i w rozczochranych włosach. 
             - Zboczeniec! - zawołała do brata. 
             - Wczoraj najlepszy brat na świecie, a teraz zboczeniec? Szybko zmieniasz zdanie siostrzyczko - wielki uśmiech, który ukazywał jego nieskazitelne białe zęby, nie znikał z jego twarzy - A tak przy okazji, nie sądziłem, że masz tak ładnie wymodelowane piersi. 
             Alex nic na to nie odpowiedziała, zaczęła płynąć dalej w głąb oceanu. 
             - Ej mała, wracaj tu! - zatrzymała się - Ojciec zabronił nam tak głęboko wypływać, pamiętasz?
             - Tak, pamiętam, z chęcią wróciłabym już do domu, ale trochę mi w tym przeszkadzasz.
             - Dobra, dobra, już się chowam do pokoju, ale za 5 minut mam cię widzieć w domu - i zniknął za ciemną firanką swojego pokoju.
             Alex dopłynęła do brzegu i owinęła się ręcznikiem. Zrobiła to jak najszybciej, bo bała się, że ktoś może ją zobaczyć. Wzięła w garść ubrania i ruszyła w stronę schodów tarasowych prowadzących do domu. Już miała otwierać drzwi  kiedy jej uwagę przykuł pewien mężczyzna stojący na chodniku przy ulicy kilkanaście metrów od niej. 
             Chłopak miał na sobie szare, dość obcisłe spodnie, biały t-T-shirt i granatowe vansy. Stał tyłem wiec Alex nie mogła zobaczyć jego twarzy, ale widziała, że ma brązowe włosy, które z jej perspektywy były delikatnie wygolone. Po za tym szerokie barki wskazywały na to, że był umięśniony i wysportowany. Obok niego stał pewien mężczyzna, o wiele starszy od niego, podawał temu pierwszemu długopis i kartkę do podpisania. Za nimi stał biały transporter z dużym, niebieskim napisem "PRZEPROWADZKI". 
             Czyżby nowy sąsiad? - pomyślała i wychyliła się lekko przez barierkę tarasu, żeby móc lepiej go zobaczyć. Dokładnie w tym samym momencie tajemniczy chłopak odwrócił się, wziął kartonowe pudło stojące obok niego na ziemi i zaczął iść w stronę domu. Dopiero teraz mogła w pełni go obejrzeć, a był niewiarygodnie przystojny, a wyglądał na około siedemnaście lat. Czarne oczy, jak małe kuleczki, zdawały się skrywać w sobie jakąś tajemnicę; ułożone w artystyczny nieład włosy dodawały mu młodzieńczego uroku, a wyeksponowane kości policzkowe robiły z niego modela na zawołanie. Cerę miał opaloną, ale nieskazitelną; nie było na niej ani jednego pieprzyka czy śladów po nastoletnich pryszczach. Jednym słowem - ideał.
             Alex zdała sobie sprawę, że patrzy na niego jak zahipnotyzowana i szybko wróciła do siebie. Przypomniała sobie również, że stoi na tarasie w samym ręczniku, który zaczął się jej zsuwać z dekoltu. Postanowiła wrócić do domu, ale jeszcze jeden raz spojrzała na nowego sąsiada. 
             I nagle dostała minimalnego zawału. Chłopak patrzył się na nią przeszywającym wzrokiem, dosłownie czuła go na sobie, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po prostu stał i się patrzył. Alex z nerwów zaczęła przeczesywać wilgotne włosy palcami i delikatnie się zarumieniła. Nie wiedziała ile czasu upłynęło zanim się odwróciła - sekundy zdawały ciągnąć się niemiłosiernie długo, jednak nowy sąsiad widząc zakłopotanie na twarzy dziewczyny uśmiechnął się ukazując, białe jak śnieg, zęby. Potem spuścił głowę, dalej się śmiejąc i zniknął jej z oczu za drzwiami swojego domu. 
            Alex była tak oszołomiona tak, że nie potrafiła ruszyć się z miejsca. Serce waliło jej jak młotem, ręce trzęsły się, a twarz zdawała się być tak rozpalona, jak po całodniowym opalaniu. Dopiero po chwili zrozumiała co się stało. Odwróciła się w stronę szklanych drzwi i weszła do domu. Było w nim strasznie duszno, w tle słychać było szum wody lecącej z prysznica. Jak widać Jacob nie pomyślał o tym, żeby otworzyć okna. 
            Przymknęła cicho drzwi. Pierwszy raz nie poznała swojego miejsca mieszkalnego. Codziennie rano tata był już na nogach i czytał gazetę przy wielkim, białym, drewnianym stole w jadalni popijając kawę. W tle szumiały poranne wiadomości dochodzące z włączonego telewizora, Alex robiła sobie w tym czasie śniadanie, a Jacob siedział rozwalony na kanapie, jeszcze delikatnie zaspany. Teraz odczuła znaczną różnicę. Telewizor był wyłączony, ojca nie było, Jacob się kąpał, a ona stała prawie naga na ciepłej, nagrzanej od słońca, podłodze. Zupełnie inaczej - pomyślała. 
            Ruszyła w stronę schodów prowadzących na piętro, marzyła teraz tylko o chłodnym prysznicu, który zmyje z niej morską sól. Nacisnęła na klamkę od drzwi łazienki, ale były zamknięte. 
            - Jacob, pospiesz się! 
            Zanim Alex zdążyła uderzyć pięścią w płaską powierzchnię białego drewna, drzwi otworzyły się gwałtownie, a przejście prawie od razu zrobiło się puste. Jacob wyszedł z pomieszczenia w błyskawicznym tempie, nawet nie odzywając się do niej słowem.   
            - Dziękuję - wykrztusiła, ale raczej tego nie usłyszał, bo znikał za drzwiami swojego pokoju. Wyglądał jakby nagle stracił całą energię i humor jaki miał w sobie. 
            Łazienka utrzymana była w barwach bieli i szarości, jak cały dom. Była cała zaparowana, na podłodze leżały dwa mokre ręczniki, a w wannie kołysała się jeszcze brudna woda. Dziewczyna zignorowała to i weszła pod prysznic. Umyła włosy, a potem ciało; w powietrzu unosił się zapach soli morskiej zmieszanej z wonią cytrynowego żelu do kąpieli. Wychodząc, prawie się zabiła o gumową kaczuszkę, której wcześniej nie zauważyła. Podeszła do lustra i przetarła je dłonią, aby mogła ujrzeć swoje pełne odbicie. 
            Wyglądała jak sto nieszczęść. W duchu przestraszyła się na swój widok, ale na zewnątrz tyko głęboko westchnęła. Wydawało jej się, że trochę się zmieniła od pewnego czasu. 
            - Oj Alex, co ty ze sobą robisz dziewczyno... - powiedziała do siebie samej - Jak tak dalej pójdzie umrzesz w samotności.
            Zmyła rozmazany tusz do rzęs, na głowie zrobiła turban, owinęła się ręcznikiem i wyszła w kierunku swojego pokoju. 
            Na korytarzu rozbrzmiewał pusty odgłos ciężkiej rockowej muzyki - wydobywał się z pokoju jej brata. Nie zwróciła zbytnio na to uwagi, jej myśli krążyły raczej wokół szkoły oraz wszystkiego co może ją tam spotkać pierwszego dnia.
            Weszła do pokoju i zamknęła drzwi. Rzuciła brudne ubrania na łóżko i otworzyła szafę. W specjalnej przegródce na ubrania szkolne wisiał mundurek. Składał się z granatowej spódniczki i białego sweterka, który w miejscu serca miał nadrukowane rozpoznawalne logo szkoły - granatową literkę "E".
             Alex zrobiło się niedobrze, kiedy pomyślała, że znowu musi na siebie to zakładać. Niektórym dziewczynom było ładnie w tym zestawieniu, ale ona wolała siebie w tym nie oglądać. Jeszcze za czasów kiedy była z Michaelem, mówił jej, że wygląda w tym lepiej niż jakakolwiek inna dziewczyna w szkole, ale traktuje to teraz jako zwykłe puste słowa. Na samo wspomnienie o byłym chłopaku mdliło ją jeszcze bardziej, więc założyła pospiesznie mundurek szkolny i zajęła się makijażem, żeby o nim zapomnieć. 
             Usiadła przy biurku i postawiła przed sobą okrągłe lusterko. Przez wakacje na co dzień malowała kreski na powiekach, jednak w szkole było to surowo zabronione, dlatego używała jedynie wydłużającego tuszu do rzęs.  
             Przyjrzała się sobie dokładnie. Od końca roku szkolnego rzeczywiście się zmieniła, ale raczej na gorsze. Wydawało się jej, że jeszcze trzy miesiące temu więcej się śmiała i bardziej cieszyła się z życia. Teraz zauważyła, że ma wyraźnie podkrążone oczy, które wyglądały na smutne. Twarz już tak nie promieniała, a ona sama wyglądała na bardzo zmęczoną. 
            Spojrzała na zegarek, który wyświetlał godzinę siódmą dwadzieścia cztery. Stwierdziła, że powinna już schodzić na dół. Założyła na nogi czarne, niskie conversy, chwyciła za czarną, skórzaną torbę leżącą obok biurka, którą spakowała już kilka dni wcześniej i wyszła z pokoju.
            Korytarz wypełniony był zapachem smażonego bekonu i jajek sadzonych. Alex aż uśmiechnęła się na myśl, że Jacob zrobił jej śniadanie. Zbiegła szybko po schodach i weszła  po cichu do kuchni. Odłożyła delikatnie torbę obok stołu, zaczęła się skradać w stronę brata, który stał do niej tyłem ze słuchawkami w uszach przygotowując przepysznie pachnący bekon. Kiedy była już dokładnie za nim wskoczyła mu na plecy. 
            - Co jest?! - wykrzyknął przestraszony, ale kiedy zorientował się, że wisi na nim mała, niespełna szesnastolatka, zaczął się śmiać. 
            - Dzień dobry braciszku - powiedziała Alex i pocałowała go w policzek - widzę, że robisz mi śniadanie? 
            - Chciałabyś - odpowiedział i zrzucił ją z siebie.
            Na blacie obok kuchenki stały dwa talerze. Na jednym były dwa plasterki bekonu i jajko, a na drugim dwie grzanki z masłem. 
            - To dla mnie? - zapytała nieśmiało, ale Jason nie odpowiedział. Słuchawki w uszach zagłuszały wszystko co działo się wokół niego. 
            Dziewczyna wzruszyła ramionami, porwała oba talerze po czym postawiła je na stole i zabrała się za konsumowanie posiłku. 
            - Jesteś mi winna śniadanie - usłyszała cichy głos za sobą. 
            - Oj daj spokój, przecież wiesz, że i ta byś musiał mi zrobić jedzenie - powiedziała do brata z uśmiechem na twarzy. On odpowiedział tym samym. 

             
            - Weź kurtkę - usłyszała surowy głos brata.
            - Ale po co? Przecież jest gorąco.
            - Podobno ma padać popołudniu. Weź. 
            Alex chwyciła za skórzane okrycie i założyła je na siebie. Wyszła z bratem na dwór i ruszyła w stronę furtki, ale ten poszedł otworzyć garaż. 
            - Jedziemy samochodem? - zapytała. 
            Jacob był wyraźnie zakłopotany. 
            - No widzisz - zaczął powoli - JA jadę samochodem... Dzisiaj idziesz sama do szkoły.
            - Oh... Dlaczego? 
            - Umówiłem się z Jessicą, że po nią przyjadę - starszy brat jakby starał się unikać wzroku siostry - pogadamy w domu - wsiadł do swojego srebrnego chevroleta i odjechał. 
            Alex wiedziała dlaczego zrobił to tak szybko. Chciał za wszelką cenę uniknąć rozmowy o jego "byłej" dziewczynie Jessice. Zdążyła się już pogubić w tym czy oni w końcu są razem czy nie, bo zawsze kiedy Jess go zdradzała, on jej wybaczał. Nadal nie rozumiała dlaczego ciągle to robi, ale to jego życie, niech sam decyduje.
            Wyszła poza teren parceli i ruszyła wzdłuż pustej ulicy. Nie żałowała, że wzięła kurtkę; mimo dużego słońca, wiał silny wiatr i zapewne byłoby jej zimno bez niej. Rano, niebo było bezchmurne, teraz zebrało się na nim kilka większych i mniejszych chmur. Mijała właśnie dom nowego sąsiada, który bardzo różnił się w porównaniu do jej miejsca mieszkalnego. Był zbudowany z ciemnoczerwonych cegieł i utrzymany na bazie starych angielskich budynków. Schody prowadzące do drzwi frontowych były lekko zniszczone, płytki w niektórych miejscach popękały, a na dachu widniały plamy szarego koloru, które bardzo wyróżniały się na kruczoczarnym tle, nie mówiąc już o tym, że w kilku miejscach dachówki były zniszczone. Jednym słowem - stary angielski budynek, wyróżniający się na tle innych, o wiele bardziej nowoczesnych. 
            Poszła dalej, bo stwierdziła, że zwykłe patrzenie w dom sąsiada, może wydać się trochę dziwne, a poza tym było bezsensowne. Mijała właśnie park dom swojej przyjaciółki, która pod koniec roku szkolnego postanowiła wylecieć do Ameryki i już nie wrócić. Nie miała pojęcia kto teraz tu mieszka.  
            Alex w szkole miała dwie najlepsze przyjaciółki: Meg i Caroline. Własnie ta druga wyjechała na zawsze i z ich nierozłączalnej trójki została dwójka. 
            Caroline była bardzo piękna - miała południową urodę i karnację, odziedziczoną po swojej matce, która pochodziła z Argentyny, długie, brązowe fale, czarne oczy, a do tego była dosyć wysoka. Przyjaciółki zawsze porównywały ją z modelką, bo właśnie tak wyglądała, nie mówiąc już o tym, że była jednym z głównych obiektów westchnień w szkole. Meg bardzo się od niej różniła. Nie grzeszyła wzrostem, ale jednak przewyższała Alex o przynajmniej pół stopy*. Miała duże zielone oczy i długie kasztanowe włosy. Nosiła czarne okulary, które bardzo dodawały jej uroku. W przeciwieństwie do Caroline miała charakter szarej myszki - w ich towarzystwie była bardzo otwarta, ale w obcym, w takim, do którego nie była przyzwyczajona, starała się raczej nie odzywać. Jak widać każda z nich różniła się nie tylko wyglądem, ale również charakterem, jednak do wyjazdu Caroline były nierozłączne.
            Alex spłynęła maleńka łza po twarzy. Wszystkie wspomnienia przeleciały jej przed oczami. Niewiarygodne, że już nie zobaczy tej cudownej, uśmiechniętej twarzy przyjaciółki. 
            Otarła policzek wierzchem dłoni i ruszyła dalej. To już drugi dom, przy którym się zatrzymujesz, opanuj się - pomyślała. Próbując zapomnieć o tym wszystkim zaczęła nucić sobie melodię piosenki, którą zawsze śpiewała jej mama. Jak to cudownie by było gdyby wróciła wreszcie z tej całej Kuby i wreszcie zajęła się swoimi dziećmi, które jednak bardzo potrzebowały matczynej miłości. Od jej wyjazdu minęły już trzy miesiące, a ona nie dała o sobie jakichkolwiek znaków życia. Żadnych listów, żadnych e-maili, żadnych telefonów, nic. Czasami myślała, że już zapomniała o rodzinie, którą zostawiła tu, w Anglii. 
            Z domu Alex do budynku szkolnego nie było daleko. Chociaż sporą część drogi zajęło jej rozmyślanie nad przyjaciółkami i bezinteresowną matką, czas zleciał jej bardzo szybko. 
            Eastbourne High - tak nazywała się szkoła, do której uczęszczała dziewczyna. Wielki, jasny budynek z dwoma piętrami, posiadający halę sportową i basenową mieścił się na przeciwko parku, w którym uczniowie często przesiadywali na przerwach, ponieważ należał częściowo do szkoły. Miejsce nauki i odpoczynku dzieliła jedynie jednostronna ulica, po której praktycznie nikt nie jeździł, dlatego dyrekcja postanowiła wybudować na niej kilka ramp, czym adoratorzy deskorolki i bmx'ów byli zachwyceni. Całość otoczona była ponad metrowym ogrodzeniem. 
            Przechodząc przez teren szkoły w stronę budynku, wpadł na nią jej dobry kolega z klasy, Matt. 
            - O Alex! - wykrzyknął uradowany jej widokiem. Podjechał do niej na desce i przyjacielsko przytulił - Wyładniałaś przez wakacje - puścił do niej oczko i odjechał w stronę grupki chłopaków. Nie przeszkadzało im to, że mieli na sobie mundurki szkolne, chociaż dosyć dziwnie wyglądali. 
            Jeszcze kilka osób witało się z nią po drodze, jednak gdy już dotarła do drzwi pospiesznie poszła do swojej szafki. Otworzyła ją, zdjęła skórzaną kurtkę i powiesiła na wieszaku. Przejrzała się w malutkim lustereczku, które było przyczepione do drzwiczek i po chwili stwierdziła, że pójdzie poszukać Meg. Wysłała jej krótką wiadomość, w której były dosłownie dwa słowa: Gdzie jesteś?
            Przeszła się po szkole, żeby zobaczyć co się przez wakacje zmieniło, jednak stwierdziła, że niewiele. Jedyną modyfikację jaką zobaczyła, było naprawienie szafki którą pod koniec roku szkolnego zniszczyło dwoje uczniów. Reszta była dokładnie taka sama jak Alex ją zapamiętała. 
            Zaszła do sklepiku szkolnego, który mieścił się na pierwszym piętrze, po butelkę wody mineralnej. Po drodze przy jednej z toalet damskich zobaczyła obściskujących się Jacoba i Jessicę. Szybko jednak odwróciła wzrok; nie chciała mieszać się w sprawy brata. 
            Zadzwonił dzwonek na lekcje. Spojrzała jeszcze raz na telefon, czy przypadkiem przyjaciółka nie odpisała, ale na wyświetlaczu widniał tylko napis : brak nowych wiadomości. Wzruszyła ramionami i ruszyła na najniższe piętro do sali numer 8, w której miała odbyć się pierwsza lekcja chemii. Prawie cała klasa już weszła, kilka sekund później wleciał jeszcze zdyszany Matt i zajął miejsce obok Alex, na którym zawsze siedziała Meg. 
            - No proszę - zaczęła i obdarzyła go serdecznym uśmiechem- nie ma to jak spóźnić się na pierwszą lekcje w roku! 
            - Nie znasz mnie? - zaśmiał się cicho. 
            Przyjrzała mu się. Stwierdziła, że w tamtym roku nie był aż tak dojrzały z perspektywy wyglądu. Włosy mu urosły, zmieniły delikatnie barwę z ciemnego brązu na kasztanowe, kości policzkowe były bardziej wymodelowane, był trochę bardziej opalony i zdecydowanie urósł. Jedyne co się w nim nie zmieniło to duże, szare oczy i zmarszczki od śmiechu.
            - Co się tak patrzysz? - zapytał. 
            - Stwierdziłam, że śmiesznie wyglądasz w tej szkolnej bluzce. 
            - Przepraszam za spóźnienie, ale miałem problem ze znalezieniem klasy - zanim Matt zdążył jakkolwiek jej odpowiedzieć oboje usłyszeli za sobą głos i ciche, zduszone okrzyki dziewcząt. Odwrócili się. 
            Alex zamarła. To się nie dzieje naprawdę - pomyślała. 
            W drzwiach stał jej nowy sąsiad, którego dzisiaj rano widziała przed domem. Dzieliły ich teraz jedynie dwa metry, ale wyglądał jeszcze bardziej oszałamiająco. W dodatku mogła poczuć woń jego powalających perfum. No i pierwszy raz widziała, żeby tak okropny mundurek szkolny wyglądał na kimś tak dobrze. 
             - Oczywiście Anthony, to normalne, że nowi uczniowie często gubią drogę w tak dużej szkole - odparła nauczycielka z, raczej sztucznym, uśmiechem - znajdź sobie wolne miejsce i łaskawie je zajmij. 
             - Ej kto to jest? - zapytał Matt, ale dziewczyna go nie słuchała, zdawała się być w swoim własnym świecie, między masą tłoczących się myśli i pytań, ale również zauroczeniem jakie ją dopadło dokładnie w tym momencie kiedy jej ideał wszedł do tej samej klasy, w której siedziała ona sama. 
             Kolega szturchnął ją łokciem. Alex momentalnie wróciła na ziemię. 
             - Co? - zapytała. 
             - Pytałem się, kim on jest. 
             - To mój sąsiad, dzisiaj rano się wprowadził, ale nie miałam pojęcia, że będzie chodził z nami do szkoły, a tym bardziej do klasy. 
             Matt nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami i zaczął przepisywać temat lekcji do zeszytu. 

             
             Reszta dnia już nie była tak fascynująca jak początek. To znaczy Alex cały czas była zachwycona tym, że Anthony jest w jej klasie i to w zasadzie podtrzymywało ją na duchu, ale przejmowała się, że Meg nie odpisała jej przez cały dzień i trochę zaczęła się martwić. 
             Zeszła z drugiego piętra, po wyczerpującej lekcji historii, do swojej szafki. Założyła kurtkę i pospiesznie wyszła z budynku razem z tłumem innych uczniów. 
             Słońce grzało cały dzień, jednak teraz chmury zasłoniły całe niebo i nagle zrobiło się szaro. Pożegnała się z Mattem i z kilkoma innymi dziewczynami po czym ruszyła do domu tą samą drogą co przyszła. Wiatr wiał dosyć mocno, co chwilę jakiś kosmyk włosów wpadał jej na twarz oraz przyklejał się do wymalowanych delikatnym błyszczykiem ust. Mijała już stary dom Caroline, a wiatr zaczął szaleć jeszcze bardziej. 
             Szła i szła, droga mijała jej strasznie wolno, a w tej chwili pragnęła być w swoim cieplutkim łóżku. 
             Zajęta fantazjami o tym co zje jak już znajdzie się w kuchni oraz jaki film obejrzy z Jacobem dzisiaj wieczorem, nie zauważyła wystającego kawałka chodnika, o który chwilę potem się potknęła. Jednak jeszcze trochę czasu jej to zajmie zanim dojdzie do wymarzonego domu.
             Ręce miała zdarte, z rozpiętej torby wyleciały książki i zeszyty, moczone przez deszcz, który właśnie się rozpadał. 
             - Kurwa - mruknęła pod nosem i zaczęła się podnosić z mokrej ziemi. 
             - Poczekaj - powiedział ktoś za nią i poczuła dotyk dłoni na swoich ramionach - pomogę ci. 
             Kiedy już stała, trochę niezdarnie, bo okazało się, że kolano też ma zdarte, odwróciła się. 
             Anthony. 
             Zbierał jej książki z ziemi. 
             Pomagał jej. 
             Boże, co się dzieje? 
             - Chodź - powiedział bez zamysłu, trzymając brudne książki w garści, łapiąc ją za rękę. Alex nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Nie czuła nóg, serce biło jej tak samo mocno jak dzisiaj rano, kiedy pierwszy raz go zobaczyła.
             Zaprowadził ją prosto pod jej własny dom.
             - Proszę - podał jej przemoczoną torbę - Alex, tak?
             Dopiero teraz odzyskała pełną świadomość tego, co dzieje się wokół niej. 
             - T-tak - odpowiedziała roztrzęsionym głosikiem. 
             - Jestem Anthony - uśmiechnął się - Ale mów mi Tony.
             Alex cała się trzęsła, nie potrafiła nic powiedzieć, ale tym razem nie dlatego, że właśnie rozmawiała z najprzystojniejszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek widziała, ale ponieważ była cała przemoczona. 
             - Następnym razem trochę bardziej uważaj, dobrze? Teraz już cie nie trzymam, idź do domu i się ogrzej. Do zobaczenia jutro. 
             I odszedł. Musiał dobrze zdawać sobie sprawę z tego jak działa na dziewczyny, bo nie zdziwiło go to, że Alex stała z otwartą buzią, całkowicie zahipnotyzowana jego widokiem. To wszystko zdawało się trwać mniej niż minutę. 
             Weszła do pustego domu. W przedpokoju zrzuciła z siebie kurtkę, odłożyła zniszczoną torbę, zdjęła buty i powędrowała na górę do łazienki. Krew z kolana spływała jej gęsto po łydce, ale nie zwracała na to uwagi. Wpuściła gorącą wodę do wielkiej wanny, zdjęła ubrania, a spódnicą wytarła sączącą się ranę. Weszła do ciepłej kąpieli zataczając się w myślach, zapominając o wszystkim. 



            Rodzeństwo siedziało samotnie w kuchni zrozpaczeni tak długą nieobecnością ojca. Alex popijała ciepłą herbatę, a Jacob siedział z głową w dłoniach, wyraźnie czymś zadumany. Kiedy się wyprostował, oczy miał zaczerwienione, a z jednego policzka spływała łza. Siostra to zauważyła, ale nie potrafiła nic z siebie wykrztusić na pocieszenie, dlatego złapała go za ramię i zaczęła delikatnie po nim gładzić.
            - Gdzie on jest… - z jego suchych ust wypłynęły ochrypłe wyrazy, nie były one pytaniem, lecz raczej stwierdzeniem i pustymi słowami, które nawoływały do Boga, aby dał odpowiedzi na wiele pytań, które kłębiły się w głowie rodzeństwa.
            I nagle stało się coś czego żadne z nich się nie spodziewało. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Alex zerwała się z miejsca z uśmiechem i podnieceniem na twarzy, ale brat złapał ją za rękę.
            - Poczekaj – zaczął praktycznie szeptem – to nie może być tata, przecież nie dzwoniłby do własnego domu – dobry humor, który tak szybko ją napełnił, momentalnie uleciał jak powietrze z balonika – Idź ptwórz, ja pójdę do łazienki.
            I odszedł. Teraz jej ciało ogarnęła fala przerażenia. Kto to może być? Czego może chcieć o tej porze?
            Ruszyła w stronę drzwi frontowych, jej serce jakby chciało się wyrwać z klatki piersiowej. Prawie słyszała jego bicie w ogromnym, cichym domu.
            Wyjrzała przez małe, pionowe okienko obok wejścia. Stał tam chudy mężczyzna - miał na sobie granatowe spodnie i żółtą bluzkę, które sprawiały wrażenie o wiele na niego za dużych. Alex ledwo go widziała, ponieważ przed nim stał niedużych rozmiarów wózek, przygnieciony wielkim kartonowym pudłem.
             Dziewczyna powoli otworzyła drzwi otulając się mocniej swetrem, bo chłodne, wieczorne powietrze oblało ją jak zimna woda. Listonosz wychylił się zza wielkiej przesyłki.
            -  Czy tu mieszka rodzina Brownów? – zapytał roztrzęsionym, piskliwym głosikiem.
            - Tak.
            - Mam paczkę…
            - Proszę, niech pan wejdzie i zostawi ją w salonie – odpowiedziała i usunęła mu się z drogi, aby mógł spokojnie przejść. Zrobił to tak niezdarnie, że bała się, że zaraz się przewróci, a przesyłka go przygniecie jak malutkiego robaczka.
             Kiedy już wielkie, kartonowe pudło, sprawiające wrażenie ciężkiego, znalazło swoje miejsce na drewnianej podłodze, wychudzony mężczyzna podał jej kartkę do podpisania i jak najszybciej wyszedł z domu trzaskając za sobą drzwiami. Alex wzruszyła ramionami i wzięła się za otwieranie pakunku.
            Jeszcze nigdy nie widziała, żeby „paczki” były tak dużego rozmiaru. Zastanawiała się co może tam być i kto zamówił coś tak wielkiego. Kartonowe pudło było większe od niej o ponad pół metra, a ze środka wydobywał się dość brzydki, ale delikatny odór. 
            Pobiegła po nóż do kuchni, a z jadalni wzięła krzesło, bo uznała, że może jej się przydać. Postawiła je obok i zaczęła przecinać przezroczystą taśmę, która wiła się wzdłuż długości kartonu.
            Pudło samo otworzyło się, a ze środka wypłynęła fala piankowych kulek, których używa się do izolacji przesyłek. Ale nie była to jedyna rzecz, która stamtąd wypadła.
            Na taflę pianek spadło z głuchym uderzeniem ludzkie ciało. Było całe zakrwawione i miało poderżnięte, brutalnie gardło. Kobieta o długich blond włosach i lazurowych, pustych oczach, wzrok miała nieprzytomny, wpatrzony w przestrzeń, a usta szare, prawie zlewające się z kolorem skóry. Alex rozpoznała w niej swoją urodę…
            Upadła na podłogę, łzy zaczęły spływać jej strumieniami po policzkach. Patrzyła na trupa swojej własnej matki, kobiety, którą uważała za najlepszą na całym świecie. Osobę, przed którą nie miała żadnych tajemnic, z którą zawsze mogła porozmawiać, o wszystkim. Nie mogła uwierzyć w to, że właśnie ją straciła. Jedna z najważniejszych osób w jej życiu odeszła – odebrano jej marzenia, plany na przyszłość - wszystko w najbardziej brutalny sposób. Przez zamordowanie. 
            Alex nie dbała już o to czy ktoś ją usłyszy lub o to jak wygląda, wpadła w histerię, ogarnęła ją żądza mordu – za wszelką cenę chciała skrzywdzić tą samą osobę, która zabija jej mamę. Rzucała się, wymachiwała gwałtownie rękami, krzyczała, waliła pięściami w podłogę - wszystko to nie miało najmniejszego sensu, jednak nie potrafiła się opanować.
            - Alex, co się dzieje?! - do pokoju wpadł Jacob, zaskoczony krzykami siostry. Uklęknął obok i wziął ją w ramiona – Uspokój się!
            Ale dziewczyna nie miała zamiaru być spokojna. Czy on nic nie rozumie?
            Zaczęła wskazywać palcami w stronę martwego ciała, a kiedy jej brat wreszcie zrozumiał o co chodzi, wtuliła się w niego mocno, jak mała dziewczynka, która wreszcie znalazła mamę w ogromnym sklepie.
            Jacob nic nie odpowiedział tylko przytulił ją mocniej. Czuła jak jego łzy giną w jej 
gęstych blond włosach. 





____________________________
* jakby ktoś nie wiedział to stopa to miara w Anglii. 


wtorek, 12 marca 2013

Chapter 1


             Woda się zagotowała. Alex poczuła miłą parę na twarzy kiedy wlewała wrzątek do kubka, w którym była jej ulubiona zielona herbata przywieziona z samego Londynu. Jeszcze potrzeba tylko dwie łyżeczki cukru, żeby osiągnąć idealną harmonię smaku…
            Ale to się nie stało. W jednej chwili dziewczyna poczuła mocne szturchnięcie, a, następnie spadający cukier, który delikatnie odbijał się od jej gołych stóp.
            - Ojej, przepraszam – powiedział Jacob, jej starszy brat. Wcale nie powiedział tego z dobrymi intencjami. Na jego twarzy widniał łobuzerski uśmiech, a kiedy pochylał się nad niższą od niego o głowę siostrą, klepnął ją palcem po nosie.
            - Nienawidzę cie – odpowiedziała zdenerwowana.
            - Wyluzuj, to tylko herbata – podszedł do lodówki i wyciągnął z niej karton mleka. Wziął kilka łyków i rzucił go Alex, która prawie go upuściła – Napij się lepiej mleka, może urośniesz.
            Śmiech. Ten jego szyderczy śmiech, który poznałaby nawet na drugim końcu świata. To prawda, Alex była niska i dlatego był to ulubiony sposób gnębienia ją przez Jacoba.
            - Zamknij się wreszcie.
            - Mała, kończysz szesnaście lat za 2 miesiące, a dalej wyglądasz jak dziecko! – ruszył przed siebie w stronę wielkiej białej kanapy na środku salonu. Alex nie zamierzała mu odpuścić. Potruchtała za nim i tuż przed kanapą wskoczyła mu na plecy, tak, że oboje wylądowali na brzuchu, przywaleni ogromnymi puchowymi poduszkami. Jednym ruchem Jacob zrzucił siostrę z pleców i przygwoździł rękami do kanapy, trzymając za nadgarstki. Teraz widziała jego uśmiechającą się buzię i zadowolone oczy z tak bliska, że mogłaby policzyć prawie niewidoczne piegi na jego twarzy.
            - Ze mną nigdy nie wygrasz – powiedział tak cicho, że Alex poczuła jego, świeży miętowy oddech na szyi.
            Przyjrzała się mu dokładnie. Praktycznie codziennie bawili się w taki sposób i kończyło się na tym, że zawsze Jacob klęczał nad nią, dokładnie tak jak teraz, ale jeszcze nigdy w życiu nie zauważyła między nimi tak wielkiego podobieństwa. Zawsze sądziła, że są zupełnie inni. Zdała sobie sprawę w jakim była błędzie. Mieli dokładnie takie same niebieskie oczy, którymi każda napotkana osoba się zachwycała. Te same rysy twarzy, idealnie prosty nos i blada cera. Do tego blond włosy, praktycznie w tym samym odcieniu, tylko różnicą było to, że Alex sięgały aż do pośladków, a Jacobowi sterczały niemiłosiernie. No i pieprzyk. Malutka czarna kropeczka nad prawą stroną wargi z daleka wyglądająca jak kolczyk, co dziewczyna bardzo sobie cieniła. Zawsze chciała mieć kolczyk w tym miejscu. Gdyby byli w tym samym wieku, może ludzie braliby ich za bliźniaki, jednak z daleka wyglądali zupełnie inaczej.
            - Co się tak gapisz? – zapytał po dłuższej chwili.
            - Zastanawiam się, jak się z pod ciebie wydostać.
            Zaczęła się strasznie szarpać, ale na marne, poza tym przez to coraz bardziej bolały ją nadgarstki.
            - Jeszcze się nie nauczyłaś, że to nic nie da?
            - Zawsze warto się starać.
            - Hej, a co wy tutaj robicie?
            Podnieśli oboje głowy nad niskie oparcie kanapy. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o opalonej skórze, ciemnych, brązowych oczach i włosach, miał na sobie obcisły, przepocony podkoszulek oraz luźne, zdarte dżinsy. Nie był wogóle podobny do swoich dzieci. 
            - Cześć tato! - odpowiedziało zgodnie rodzeństwo.
            - Znowu się bijecie? 
            - A gdzie tu widzisz przemoc tato? Po prostu znowu udowadniam Alex, że jest malutkim karzełkiem niezdolnym do pokonania własnego brata. 
            Śmiech, śmiech, śmiech. 
            Dosyć tego - pomyślała, odepchnęła go i chwilę potem Jacob leżał na śnieżnobiałym dywanie obok kanapy. 
            - Nigdy więcej nie będziesz nazywał mnie karłem - odparła i wstała z kanapy, a brat wydał z siebie cichy jęk. 
            - Lepiej z nią nie zadzieraj - odezwał się, najwyraźniej, rozbawiony sytuacją ojciec - jest dokładnie jak mama, na zewnątrz groźna jak tygrys, ale w środku delikatna jak jedwab. Takie są najcenniejsze - przytulił córkę, która właśnie przechodziła obok.
            - Dziękuję - odpowiedziała. 
            - Hej, potrzebujecie coś do jedzenia? Jadę zaraz do centrum, muszę załatwić kilka spraw, przywiozę zakupy i jadę dalej, a wrócę dopiero w nocy. 
            - Kup mi czekoladę - powiedziała Alex - karmelową, wiesz jaką. 
            - O, a mi kup piwo, dzisiaj przyjdzie kilku kumpli, wiesz taka mała impreza na pożegnanie wakacji - Jacob puścił oko do taty, ale ten nie był zbyt zadowolony. 
            - Jakoś nic nie słyszałem, żebyś mi coś na ten temat mówił - odparł. 
            - Wiem, ale to było ustalane spontanicznie, nie gniewaj się. 
            - Dobra, masz szczęście, że mama jeszcze nie wróciła, bo by na pewno nie pozwoliła. Jakie piwo chcesz?
            Na twarzy Jacoba pojawił się dziękczynny uśmiech. Alex przewróciła oczami. Kolejny wieczór z samymi mężczyznami, cudownie - pomyślała i wsypała cukier do herbaty, która już praktycznie wystygła. 


            Ściana pokoju Alex drżała od głośnej muzyki, rozmów i śmiechów ponad dziesięciu dziewiętnastoletnich mężczyzn. Czy oni mogliby się trochę uciszyć? - pomyślała i przygniotła sobie głowę poduszą, żeby zagłuszyć hałas. Nie pomogło. Nie miała nic przeciwko, że świętują ostatni dzień wolnego, ale mogliby przynajmniej ściszyć muzykę. 
            Spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej obok łóżka. 
            21:36. 
            Cholera.
            Wstała, ale prawie od razu potem usiadła, bo zrobiła to za szybko. Po chwili doszła do siebie i wypadła na korytarz. Przeszła na jego drugi koniec, zapukała, jednak nikt nie odpowiedział. Było za głośno. 
            Dziewczyno jesteś we własnym domu, możesz robić co chcesz - popukała się w głowę, chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć... 
            - ALEX! - powitał ją okrzyk wszystkich chłopców w pokoju. Muzyka jakby nagle ucichła, każdy z imprezowiczów trzymał butelkę piwa w ręku, na komputerze otwarty był Facebook, a w koncie pod oknem rozwalona była sterta brudnych ręczników, które kiedyś były białe. Jacob podszedł do siostry i objął ją ramieniem. 
            - No proszę! - wykrzyknął - Alex postanowiła do nas wreszcie dołączyć! Dajcie piwo, trzeba ją tu dobrze ugościć! 
            - Nie, nie, nie - zaprotestowała - nie przyszłam tu, żeby się z wami bawić, tylko... 
            - Oj, nie gadaj! - powiedział jeden chłopaków, który siedział na kanapie - zostań z nami, zabaluj trochę! 
            Reszta zaczęła potakiwać, a Alex poczuła coś zimnego w dłoni. Butelka jej ulubionego piwa, które tak bardzo lubiła. Popatrzyła po błagalnych minach chłopców, znali ją bardzo dobrze, nie potrafiłaby im odmówić. Tak dawno nie byłaś na żadnej imprezie, a teraz masz ją pod nosem - podpowiadał jej jakiś głosik w głowie. Popatrzyła na brata, w jego głębokie błękitne oczy, które zdawały się mówić: przyda ci się. 
            Szybka decyzja. 
            - To co chłopcy - zaczęła - balujemy do rana! 
            Okrzyki radości, zdawało się, że wypełniły cały dom. Podeszli do niej i zaczęli jej dziękować oraz puszczać teksty typu "dobrze cie znowu widzieć". W sumie mieli racje, dawno nie widziała się z tymi chłopcami, a spędziła już z nimi nie jedne wakacje. Patrząc na twarze każdego z nich miała przed oczami poszczególne wspomnienia z nimi związane. 
            - Wyładniałaś - usłyszała głęboki, tajemniczy głos za swoimi plecami. 
            - Nie wierzę...
           A jednak stał tu, przed nią, żywy, z tym swoim łobuzerskim uśmieszkiem. Michael Picklenose cieszył się jakby znalazł sto funtów na chodniku. Zarzucał gęstymi brązowymi włosami, jak w reklamie jakiegoś szamponu. Doszła do wniosku, że kiedyś robiło to na niej wrażenie, ale teraz wydawało się jej to denerwujące. Jednak Alex zrobiło się gorąco, oblała się rumieńcem, a jego to jeszcze bardziej ucieszyło. 
            - Uwierz, to się dzieje naprawdę. 
            - Nie wiedziałam, że tu jesteś - powiedziała pełna zdziwienia. 
            Westchnął. Teraz jemu twarz poczerwieniała i jakby trochę się speszył. 
            - Bo wiesz... Mnie nie miało tu być. Zapytałem Jacoba w ostatniej chwili czy mógłbym wpaść, pod pretekstem, że nie mam co robić ostatniego dnia wakacji. A tak naprawdę... - wbił zielone oczy w podłogę, oczy, które Alex tak dobrze znała - jestem tu bo chciałem z tobą porozmawiać. Wyjaśnić wszystko. 
            - Nie mamy o czym rozmawiać. 
            - Ale Alex, posłuchaj...
            - Nie, to ty posłuchaj. To wszystko co działo się w przeszłości nie ma dla mnie jakiegokolwiek znaczenia. Sam zadecydowałeś, żeby to skończyć, a teraz przychodzisz tutaj, bo co? Powiedz mi co chcesz osiągnąć? 
            - Chcę do ciebie wrócić. Kocham cie, nigdy nie przestałem, nawet wtedy...
            - Jezu, Michael przestań! Osiem miesięcy związku, i twoja zdrada miesiąc temu, dobiły mnie tak, że od tamtego czasu do teraz nie wystawiłam nosa za drzwi. A ty teraz mówisz mi, że mnie kochasz. Pomyśl sobie, jak ja się czuję? - łzy zaczęły ściekać jej po policzkach. Nie powiedziała nic więcej, bo zaczęła się nimi dławić. 
             Wybiegła z pokoju, nadal trzymała piwo w ręce, które prawie się wylało kiedy wpadła do pokoju w histerii. Odstawiła niedbale butelkę nienapoczętego napoju na szafkę nocną i padła na łóżko. Zalała ją fala wspomnień, a z nią łzy, ból i mnóstwo smarków z nosa. Pragnęła teraz tylko jednej rzeczy. Jak każda mała dziewczynka, chciała przytulić się do mamy, wypłakać się, a potem zasnąć podczas bajki, którą sama wymyślała na bieżąco. 
              Ale mamy nie było. Siedzi sobie na Kubie i zabawia się w najlepsze pod pretekstem "delegacji" w pracy. Nie pozostaje jej nic innego, jak tylko przytulić się do pluszowego misia, którego dostała na piąte urodziny i modlić się, aby Michael jak najszybciej zniknął z jej życia.


              Puk, puk. 
              - Kto to? - zapytała ochrypłym głosem Alex. 
              - Jacob, mogę wejść? 
              - Mhm. 
              Ostrożnie otworzył drzwi jakby bał się, że coś zza nich wyskoczy, a gdy już się upewnił i zobaczył siostrę w takim stanie, podbiegł do łóżka i złapał ją za ręce. 
              - Alex, co się stało? - zapytał z troską. Siostra pociągnęła nosem.
              - Michael...
              Jacob nic nie odpowiedział. Nawet nie pytał o co dokładnie chodzi, bo o wszystkim wiedział, dlatego wystarczyło jedno słowo. Jego twarz skamieniała, siedział przez sekundy w bezruchu, jak posąg, lecz po chwili podniósł Alex tak, żeby siedziała i wziął ją w objęcia. Dziewczyna zachowywała się jak szmaciana lalka, zupełnie jakby wypruli z niej wszystko, co jest w środku i wypchali wielką ilością waty, która z każdym najmniejszym ruchem ulatywała. Poczuła ciepło bijące od brata i wtuliła się w niego mocniej. 











To pierwszy rozdział bardzo rozbudowanej historii, proszę piszcie czy wam się podoba i czy mam pisać dalej :)