niedziela, 26 maja 2013

Chapter 3

          Tej nocy Alex w ogóle nie mogła zasnąć. Co chwilę wzdrygała się mając przed oczami martwą matkę, a w głowie całkowite zamieszanie. Teraz leżała na łóżku, wpatrując się w sufit, wspominając wczorajszy wieczór - analizowała wszystko co się działo, łącznie z późniejszym przyjazdem policji, która po dokładnym przesłuchaniu rodzeństwa i przeszukaniu domu, zabrała ciało na sekcję zwłok. W myślach miała jeszcze kwestię taty, którego od trzech dni nie było w domu, ani nie dało się z nim w żaden sposób skontaktować. Policja powiedziała, że zajmie się jego poszukiwaniami, ale na pierwszym miejscu postawi sprawę morderstwa. Tak więc Alex i Jacob zostali sami w wielkim świecie wokół tajemnicy obojga rodziców.
           Dziewczynę zastanawiało również to, czym jej rodzicielka zasłużyła sobie na taką karę, jeśli można to tak nazwać. Czy był to przypadek? Może znalazła się w złym miejscu o złej porze? Ale wtedy nie przysyłaliby z powrotem ciała... To było ewidentnie zaplanowane morderstwo, ale kto tak bardzo pragnął jej śmierci i dlaczego przysyła z powrotem trupa?
           Elektryczny zegarek, stojący na szafce nocnej wyświetlał linie, które układały się w cyferki, razem tworząc godzinę 03:42. Alex westchnęła głęboko i przytuliła do siebie rąbek poduszki. Czuła się tak, jakby ktoś wypruł z niej wszystko co ma w środku i zastąpił watą - czuła się bezwładna, nie mogła poruszyć żadną częścią ciała, jednak od jakiegoś czasu dręczyła ją chęć wstania i zaparzenia sobie herbaty. 
           Wpatrzona była w okno, które miała teraz na przeciwko twarzy. Niebo zmieniało kolor, za każdym razem gdy odwracała wzrok. Teraz było ciemno niebieskie, ale nie granatowe, jak około pół godziny temu. Można by je porównać do głębin oceanu. Gwiazdy już zniknęły, a księżyc schował się zapewne po drugiej stronie domu.
           Nie mogę już - pomyślała dziewczyna i usiadła gwałtownie na łóżku. Męczyło ją już bezczynne leżenie, zapragnęła coś zrobić, przejść się gdzieś i zostać sam na sam z myślami, ale na świeżym powietrzu - jej mózg musi się dotlenić. 
           Wstała, ale zrobiła to za szybko - zakręciło się jej w głowie, obraz zaszedł czernią, jednak szybko doszła do siebie. Założyła białe, puchate kapcie i ruszyła w stronę korytarza. Panowała tam grobowa cisza, zapewne jak w całym domu. Z pokoju brata nie dochodziły żadne dźwięki, więc pomyślała, że jeszcze śpi, dlatego starała się być jak najciszej. Kiedy dotarła do schodów, prowadzących do salonu, przed oczami stanął jej obraz matki wypadającej z wielkiego pudła. Na ziemi zostały jeszcze nieposprzątane kulki styropianowe, w niektórych miejscach zakrwawione. Alex zaczęły trząść się kolana i jakby nagle straciła równowagę. Automatycznie złapała za poręcz, chroniąc się przed upadkiem. Było jej słabo za każdym razem gdy patrzyła w to miejsce, więc o resztkach sił zbiegła po schodach, nie odwracając się i od razu weszła do kuchni.
           Ku jej zdziwieniu panował tam niewiarygodny bałagan. Jak w trzy dni można tak nabrudzić? Cały blat zawalony był brudnymi talerzami, kubkami, sztućcami, resztkami jedzenia, podobnie jak wielki, biały, drewniany stół stojący na środku pomieszczenia. Podłoga była zmasakrowana przez różnego rodzaju śmieci, okruszki chleba, rozlaną herbatę i tym podobne. Stała i parzyła na ten burdel, jeśli można to tak nazwać, jednak zaraz wzięła się do roboty, bo mając zacięcie po swojej świętej pamięci matce, nienawidziła długotrwałego bałaganu. 
            W między czasie, gdy umyła już swój ulubiony, błękitny kubek, zaparzyła sobie herbatę. Trzymała przez chwilę nad nim ręce; parowało z niego ciepłe powietrze i momentalnie temperatura jej ciała zmieniła się i przeszedł ją przyjemny dreszcz. Rozejrzała się. Była zadowolona ze swojej pracy, bo wreszcie zrobiło się czysto, a pomieszczenie jakby się rozświetliło. Wzięła ciepłe picie i ruszyła w stronę kanapy, na której jeszcze trzy dni temu droczyła się z własnym bratem.
           Ku jej zdziwieniu Jacob siedział tam, nie odzywając się ani słowem, wpatrzony w przestrzeń za oknem. Alex była przekonana, że jeszcze śpi, tymczasem, rodzeństwo chyba miało ten sam problem. 
           - Nie możesz spać? - zapytała ostrożnie, siadając obok niego i odstawiając kubek na szklany stolik obok kanapy. 
           - Nie zmrużyłem oka odkąd się położyłem. 
           - To tak jak ja. 
           Siedzieli tak dłuższą chwilę w milczeniu, patrząc na wschodzące słońce dzisiejszego dnia - było czerwone, jednak nie tak intensywne jak ludzka krew, coś jak truskawka z dodatkiem pomarańczy. Nad horyzontem, niebo miało ten sam, a przynajmniej podobny kolor, jednak wyżej unosiły się jeszcze barwy błękitu i granatu. Dziewczyna oparła się o ramię brata, a ten, jakby przewidział jej ruch i od razu wziął ją w objęcia. Obojgu polały się łzy, a teraz walczyli, kto do kogo mocniej się przytuli, jednak nie robili tego świadomie. 
           Nie liczyli czasu, nie miał dla nich znaczenia w tym momencie. Zdali sobie sprawę, że zostali sami, że w tej chwili mogą liczyć tylko na siebie, że powinni trzymać się razem, pomagać sobie nawzajem. Nic innego nie miało teraz znaczenia, bo w sumie, co to miałoby być? Dla każdego teraz to drugie było najważniejsze - dla Alex najważniejszy był Jacob i odwrotnie. Byli dla siebie jakby podporą, pomocą i ciepłem w każdej sytuacji. Każde z nich odbierało to inaczej, jednak wiedzieli, że od tej pory musi coś się zmienić. 
           - Kocham cie Alex, pamiętaj - szepnął jej brat do ucha - cokolwiek by się nie działo. 
           - Ja ciebie też - odpowiedziała, jednak po dłuższej chwili dodała - Boję się. 
           - Czego? 
           - Wszystkiego. Tego co teraz będzie, jak sobie poradzimy. Ty już jesteś dorosły, za rok będziesz studiował, poradzisz sobie, ale ja? Ja jestem smarkaczem i gówniarą, nie umiem nawet ugotować obiadu. Nie poradzę sobie. 
           - Ej, po to tu jestem, żeby ci pomóc tak? Między innymi to dla ciebie jeszcze się nie wyprowadziłem. Pamiętasz jak tata był zawalony pracą w tamtym roku. Sądziłem, że teraz też tak będzie dlatego zostałem. Jesteś dla mnie najważniejsza, zostałaś mi w zasadzie tylko ty - patrzyła mu w oczy, piękne, błękitne oczy, z których wypłynęła krystaliczna łza - Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa - i przytulił ją mocno. Alex zdała sobie sprawę, że ma idealnego brata i jak bardzo go kocha. 



* * * 


           - Nie ma nic do jedzenia - powiedziała Alex wpatrzona w głąb lodówki. Nigdy nie była zapełniona po brzegi, jednak jeszcze nie było sytuacji, że świeciła pustkami, bo zawsze było coś co można przekąsić - Jest tylko kawałek sera, jogurt truskawkowy i karton mleka. Nie ma nawet chleba. 
           Była piąta nad ranem. Oboje czuli się już lepiej, starali się nie rozmawiać na temat rodziców. Żyli dalej, nie zważając na przeszkody i problemy. 
           - Pojadę dzisiaj do sklepu i zrobię zakupy, na razie zjedz płatki, są jeszcze jakieś w dolnej szufladzie.
           - Też chcesz? 
           - Dzięki, nie jestem głodny.
           Jacob chodził po salonie z wielkim workiem na śmieci, zbierając resztki styropianu. Robił to bez żadnego uczucia na twarzy, nie przerażało go to, nie wzruszało, nie brzydził się. Siostra podziwiała go za to, że był tak silny psychicznie. 
           Siadła przy stole, który jeszcze ponad godzinę temu sprzątała całkowicie załamana. Nie chciało jej się jeść, nie miała apetytu; bawiła się małymi kuleczkami zatapiając je w mleku. W końcu wzięła pełną łyżkę do buzi. Mleko nie miało smaku. Czekoladowe kuleczki przyklejały się jej niemiło do zębów. Były gorzkie i niedobre. Wszystko jakby straciło swój urok. Kuchnia - zawsze taka jasna, przepełniona pięknymi zapachami kawy, którą zawsze rano pił ojciec, teraz była jakby pusta, przykryta wielką warstwą kurzu.
           Wstała, wylała resztę mleka i kulek do zlewu. Nie było to zbyt rozsądne, ale nie zastanowiła się nad tym. Ruszyła w stronę schodów, mijając stojącego tyłem brata. 
           - Idę się wykąpać - powiedziała do niego kątem ust. 
           - Dobrze - odpowiedział i odwrócił się w jej stronę - Zamierzasz iść dzisiaj do szkoły? - zapytał spokojnie po chwili.
           - Nie wiem. Po prostu chcę się odświeżyć po tej nocy - ciarki przeszły ją na samą myśl i wzdrygnęła się delikatnie.
           - Rozumiem, ale zdecyduj się, bo muszę jakoś zaplanować dzień - odwrócił się, a Alex ruszyła dalej w górę schodów. 
           Łazienka, w porównaniu do całego parteru, była dokładnie taka sama jak zastała ją wczoraj o tej porze. Blask porannego słońca wypełnił pomieszczenie, białe płytki odbijały od siebie światło, co sprawiało, że było jeszcze jaśniej. Puściła gorącą wodę pod prysznicem. Starała się zapomnień o Bożym świece, o ludziach, o sytuacjach, o wszystkim po kolei, została tylko ona i szum lejącego się strumienia. 
             Wyobraziła sobie, że znajduje się w dzikim lesie, wśród drzew i krzewów. Stała w niewielkim jeziorku, do którego wpadał kilkunastometrowy wodospad i właśnie brała poranny prysznic w swoim nowym "domu". Woda była krystalicznie czysta i ciepła, bo nagrzana przez promienie równikowego słońca. Nie wiedziała, gdzie była, ale właśnie tam chciałaby się znaleźć w tym momencie. Czar prysł prawie od razu jak otworzyła oczy. Pierwszy uśmiech, od przynajmniej jednej doby, nagle zniknął, bo powróciła do tej samej, szarej rzeczywistości. 
             Dokończyła się myć, wyszła spod prysznica i, starając się nie patrzeć w lustro, wkroczyła do swojego pokoju. Nie zakładała mundurka szkolnego, do szkoły miała jeszcze ponad dwie godziny. Narzuciła na siebie stary, czarny, puchaty sweter, który ubóstwiała i otuliła się nim. Wcześniej założyła jeszcze bieliznę i ponownie zmierzyła się z niebezpieczeństwem wspomnień krążących wokół salonu. 
             Stwierdziła, że wyobraźnia płata jej figle, bo przez chwilę poczuła się jak w grobie. Całkowita cisza, brak żywej duszy i przyciemnione pomieszczenie sprawiło, że serce, przez ułamek sekundy, stanęło. Nie wiedziała co się dzieje, nie wiedziała gdzie podział się Jacob, straciła całkowicie kontrolę nad swoim umysłem, ciało miało ochotę skulić się na podłodze i czekać na ratunek. ale zamiast tego pobiegła bezmyślnie w górę schodów w poszukiwaniach brata. Wpadła do pokoju i ujrzała brata siedzącego na łóżku z głową w dłoniach. W rogach pomieszczenia stały jeszcze butelki po piwie. 
             - Jacob? - zapytała zdyszana. Chłopak podniósł głowę - po policzkach spływały mu gęste łzy. 
             - Alex... - wyszeptał - Nie potrafię... 
             Siostra nie pozwoliła mu dokończyć. Podbiegła do niego, a ich łzy gęsto spływały kilkoma strużkami. 
         



* * * 



            Idąc przed siebie, Alex ujrzała w oddali budynek szkoły. Pogoda nie była idealna, jednak, prawie tak jak wczoraj, wszyscy siedzieli na terenie zielonym. Gwar rozmów i dźwięki dobiegające z miejsca gdzie były rampy całkowicie zagłuszały myśli Alex. Może to i lepiej - pomyślała. Sama w sobie, miała mieszane uczucia - z jednej strony chciała, aby ten dzień minął w samotności, jednak gdzieś głęboko, jakaś część jej duszy zapragnęła opowiedzieć, o wszystkim co wczoraj zaszło, Matt'owi i Meg. 
            Spojrzała w stronę chłopców na deskach i rowerach - wśród młodszych i starszych nie było jednak Matt'a. Meg, która w tamtym roku zawsze siedziała na murku przy drzwiach wejściowych, zniknęła prawie tak samo szybko, jak Caroline wyprowadzająca się do Stanów. 
            Coś ścisnęło ją w gardle. O nie - pomyślała - nie tutaj. Nie teraz. 
            Na samą myśl o wszystkim co ją otaczało łzy napływały jej do oczu. Czy tak będzie trwał cały jej dzień? Za każdym razem kiedy wspomni o kimkolwiek, kto odszedł z jej życia , będzie płakała? Spuściła głowę i przyspieszyła kroku. Zrobiła wszystko, co mogła, by nikt nie zauważył jej zaczerwienionych od łez oczu. Docierając do szafki otworzyła ją gwałtownie i oparła czoło o metalową półkę na książki. Włosy opadły jej na policzki - wykorzystała to jedna łza, która leniwie zaczęła spływać po lewej części twarzy. Otarła ją wierzchem dłoni i zaczęła głęboko oddychać. Uspokój się - powtarzała w myślach. Po pewnym czasie i kilku głębokich oddechach, wróciła do siebie i zdjęła kurtkę. Zamknęła szafkę z hukiem i ruszyła w głąb korytarza. Nie była pewna gdzie zmierza, w zasadzie nie było wiele do wyboru. Już wiedziała, że zamierza spędzić dzisiejszy dzień całkowicie odizolowana od ludzi. Kto mógłby jej w tym przeszkodzić? 
           Już za zakrętem korytarza czaiła się odpowiedź. Z głuchym łoskotem wpadła na postać, której na początku nie poznała. 
           - Uważaj jak idziesz! - powiedziała oburzona. Uniosła twarz, żeby móc zobaczyć, kto zagrodził jej drogę. 
           Serce zaczęło mocniej bić, ręce się trzęsły, a kolana jakby wypełniła wata. Straciła równowagę, stało się to tak szybko, jednak Anthony zdążył ją powstrzymać od nieprzyjemnego spotkania z podłogą. 
           - Dlaczego, zawsze kiedy cie spotykam robisz z siebie sierotę i spadasz na ziemię? - zapytał z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Poczuła woń jego zniewalających perfum, jednak nic nie odpowiedziała, tylko ponownie złapała równowagę.            
           Patrzyli na siebie. W czarnych jak noc oczach Anthony'ego, Alex dostrzegła pewną głębie jaką skrywały, twarz starała się nie wyrażać żadnych emocji, jednak nie udało jej się ukryć wyraźnego rozbawienia. Po chwili milczenia, chwycił jej prawą dłoń i przyciągnął do siebie i dokładnie obejrzał. Dziewczyna nie mogła z siebie wydusić ani słowa. 
            - Hmm... - mruknął - powinnaś zadbać o zdarte dłonie - rzekł patrząc raz na nią, raz na wewnętrzną stronę ręki, potem przyciągną ją do siebie i delikatnie pocałował, a Alex poczuła niewyraźne pieczenie. Właśnie teraz przypomniała sobie dokładnie co zaszło wczorajszego popołudnia. Wraz z tym napłynęły wspomnienia z nocy, ale tym razem Alex nie zebrało się na płacz, łzy nie napłynęły jej do oczu. W głębi duszy była przepełniona szczęściem, jakie przekazał jej Anthony, była mu za to niezmiernie wdzięczna - Masz piękny uśmiech - dodał, co uświadomiło jej, że cały czas niepotrzebnie pokazuje swoje zęby. Nagle jakby odzyskała kontrolę nad sobą. 
           - Tak... - odchrząknęła - Dziękuję. Chciałbyś może obejrzeć szkołę? To znaczy nie wiem, czy miałeś już taką okazję, więc... 
           - Bardzo chętnie - teraz on obdarował ją szczerym, białym uśmiechem. Odwzajemniła go.  
          Nie było wiele czasu do rozpoczęcia lekcji, jednak minuty płynęły im bardzo ciekawie. Podczas przechadzki mieli wiele tematów do omówienia, mówił głównie Anthony, ale było widać, że sprawiało mu to dużą przyjemność. Dowiedziała się, że przyjechał z matką aż z Sheffield, głównie z powodu pijaństwa ojca. To miał być sposób pewnej ucieczki. Rzeczą, która wydała się Alex ciekawa było to, że do tej pory nie obchodził urodzin.
           - Naprawdę? Dlaczego? 
           - Wiesz, wszystko przez niego. Robił awantury o wszystko, nie lubił jak było zamieszanie w domu. Zawsze się wtedy denerwował... Dlatego od dziesiątego roku życia, kiedy zaczął pić i mieć z tym już poważne problemy, skończyłem z świętowaniem. Bałem się go, był bardzo brutalny. Niejednokrotnie mnie bił. 
           - Ale nawet sam nie robiłeś sobie żadnej przyjemności tego dnia? Znajomi ani mama nie pamiętali, nie składali ci życzeń? 
           - Byłoby miło, naprawdę, ale wiesz, z nałogiem taty wiązały się pewne konsekwencje także w moim życiu towarzyskim. Wszyscy dostrzegali mnie jako tego "gorszego". A mamę sam poprosiłem, żeby nie wspominała o tym, ani pamiętała, dla bezpieczeństwa - wszystko to mówił spokojnym głosem i z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
           - Ojej... Współczuję - zapadła niezręczna cisza, jednak po chwili Alex podtrzymała rozmowę - Kiedy masz urodziny? 
           - Jutro. 
           - Naprawdę? - zapytała ucieszona. Wpadł jej do głowy pomysł zrobienia mu wreszcie prawdziwych urodzin. 
           - Mhm - przytaknął - ale chyba obejdę je tak jak zawsze. 
           Dziewczyna już miała zaprzeczać, że tym razem tak nie będzie, ale dzwonek na lekcje przerwał jej myśl. Oboje skierowali się w stronę sali, rozmawiając na zupełnie inny temat. Na angielskim siedli obok siebie; oczy wszystkich zazdrosnych dziewczyn spoczywały na Alex, tej jednej, którą "wybrał" Anthony. Byli pochłonięci sobą nawzajem, rzadko kiedy skupiali się na lekcji, rozmawiali, śmiali się, a ich sympatia do siebie wzrastała z każdym wypowiedzianym zdaniem. Nasza bohaterka nie martwiła się już zniknięciem Meg oraz nieobecnością Matt'a. Całkowicie zapomniała o przyjaciołach. Liczył się teraz ktoś zupełnie inny. I tak przez cały dzień. 
           


* * *


            Siedząc wygodnie na kanapie przed włączonym telewizorem z herbatą w ręku, Alex wspominała jak to cudownie spędziła dzisiejszy dzień w szkole oraz po niej. Najbardziej podobała się jej część kiedy odprowadziła Anthony'ego pod same drzwi jego, od kilku dni, nowego domu. 
            - Lubisz niespodzianki? - zapytała. 
            - Zależy jakie. 
            - Ale lubisz?
            - No powiedzmy, że tak. 
            - To świetnie - uśmiechnęła się promieniście do niego. Zdawało się jej, że już zaczął coś podejrzewać, bo tak właśnie na nią spojrzał, jednak chwilę potem otrząsnął się, popatrzył na stare, obskrobane drzwi swojego mieszkania i powiedział: 
            - Chyba tu się rozstaniemy. Do jutra - podszedł do niej bliżej i wziął w umięśnione, ale jakże delikatne ramiona. Dziewczyna zastanawiała się ile ta anielska chwila może trwać? Oby nie skończyła się za szybko. Jednak po chwili okazało się, że to nie koniec przyjemności. Kiedy już powoli rozluźniał uścisk, przysunął twarz do jej twarzy, a jego wilgotne wargi dotknęły kącika jej ust składając delikatny pocałunek. 
            - Dziękuję ci za dzisiaj - powiedział puszczając jej ramiona i zniknął w ciemnościach korytarza. 
           Alex zapamiętała, że jeszcze chwilę stała w tym samym miejscu gdzie zostawił ją Anthony, całkowicie oszołomiona sytuacją. Czy to się dzieje naprawdę? Ruszyła po chwili w podskokach do własnego domu oddalonego o dwadzieścia metrów od sąsiedniego. Przez ostatnie trzy miesiące to było jej najmilsze wspomnienie.
           Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi i do przedsionka wkroczył Jacob z kamienną miną zrzucając plecak na podłogę.
           - Cześć bracie - zapytała wesoło - jak spędziłeś dzień? 
           - Na pewno gorzej niż ty - rzekł ponuro kierując się w stronę kuchni i otwierając lodówkę. 
           - Dlaczego? 
           - Nie chce mi się o tym rozmawiać - wyjął z niej kawałek sera, a z szafki obok dwie kromki chleba i zaczął przygotowywać posiłek.
          Alex nie chciała naciskać, bo wiedziała, że i tak nic to nie da. Siedzieli w ciszy, którą lekko zakłócały odgłosy odchodzące z telewizora, oboje pochłonięci myślami, nie odzywając się do siebie. 
          Po około pół godziny drzwi domu Brown'ów otworzyły się ponownie, jednak tym razem z o wiele większym hałasem niż kiedy zrobił to Jacob. Rodzeństwo rozproszyło się i gwałtownie odwrócili się aby zobaczyć kto śmie zakłócać ich spokój. Nigdy nie przypuszczali, że to właśnie ta osoba pojawi się w mieszkaniu. 
         - T... - Alex jąkała się - Tata? 
         Biegał w tą i z powrotem, bardzo zdyszany, z wielką torbą na ramieniu zgarniając z szafek w salonie niektóre rzeczy. Nie zwracał uwagi w ogóle na własne dzieci, które zaskoczył nagłym powrotem - po chwili szarży w salonie wbiegł po schodach na piętro. Córka, która nagle odzyskała przytomność umysłu, przeskoczyła przez kanapę i pobiegła za ojcem. Kątem oka dostrzegła twarz brata we łzach. 
         - Tato! - zawołała do jego pleców, bo przód zajmował się teraz wyjmowaniem czegoś z szafy sypialni rodziców, a właściwie teraz już tylko ojca - Co ty robisz? 
        On nie odpowiedział, ale wreszcie osiągnął swój cel - dwie, średniej wielkości walizki spoczywały w jego dłoniach. Podał jedną Alex, która zauważyła, że jego lewy rękaw garnituru jest ubrudzony krwią.
       - Weź to, spakuj tylko najpotrzebniejsze rzeczy - powiedział i ruszył dalej. 
       - Co to ma znaczyć? - zapytała głośno, jednak trochę głośniej niż się tego spodziewała.
       On zatrzymał się w drzwiach pokoju, twarz miał smutną, po policzkach spływały stróżki potu, w niektórych miejscach miała delikatne zadrapania. Odrzekł jej po chwili:
       - Za dwie godziny wyjeżdżamy. 








________________________________________________________________________________
   
     Przepraszam bardzo za tak duże spóźnienie z rozdziałem. Może się wydać trochę monotonny, ale już zaczęłam pisać "Chapter 4" i na pewno będzie lepszy :) Akcja się rozwinie, to co powinno zostać wytłumaczone, będzie wytłumaczone, więc oczekujcie! 
Jak ktoś ma jeszcze pytania dotyczące opowiadania zapraszam na mojego askahttp://ask.fm/bajorr